Nie oszukujmy się, książka autorstwa Louise O'Neill zainteresowała mnie głównie
ze względu na okładkę. Wydawnictwo We need YA znowu zapewniło nam niesamowite
doświadczenie wizualne.
Jeśli chodzi o treść to świat morza i syren jest czymś,
co od zawsze mnie fascynowało. Jednak ta książka nie kreuje własnego świata jak
np. Saga Ognia i Wody tylko jest reinterpretacją baśni o Małej Syrence. Mówiąc
szczerze mam wrażenie, że ostatnio tego typu książek jest naprawdę dużo i
osobiście wolałabym twór, który nie jest oparty na konkretnym pierwowzorze. Ale
oczywiście byłam ciekawa tego tytułu, bo miał nam dać „Syrenkę” o wiele
bardziej poważną i skupiającą się na okrutnej rzeczywistości.
I już tutaj pojawia się problem z kreowaniem świata,
który został nam przedstawiony. Z jednej strony autorka chciała urealnić baśń,
ale w samej historii było dużo niedomówień odnośnie tego jak faktycznie ten
świat wygląda. Mam świadomość, że te niedomówienia to prawdopodobnie szczątki
tej baśniowości, ale według mnie poważna wersja tej historii powinna mieć mocne
tło, na którym się opiera.
W czasie czytania powstały w mojej głowie pytania:
jak syreny żyjąc współcześnie nie zostały odkryte przez świat ludzi? Jak
dokładnie wyglądają syreny? Główna bohaterka Gaia na samym początku książki wymienia wszystkie
kolory skóry, które mogą mieć ludzie i mówi, że u syren tak nie jest. Dlatego w
mojej wyobraźni miała skórę niczym trytony w filmowej wersji Czary Ognia, choć
prawie na pewno tak nie wyglądała. Czym żywią się syreny? Dowiedzieliśmy się,
że nie jedzą ryb. Ale w takim razie, co jedzą? Jedyne, co przychodzi mi do
głowy to wodorosty i tym podobne, jednak chciałabym żeby tego typu informacje
wynikały z tekstu. Jakoś mnie to dręczyło.
Nie wykluczam, że jednak coś przeoczyłam. Jeśli
wyłapaliście te informacje z książki to proszę podzielcie się w komentarzach ;)
Kolejny element, który był dla mnie dość
enigmatyczny to motyw feministyczny, który przewijał się przez całą książkę.
Nie jestem specjalistką w tym temacie jednak w tym tytule był on przedstawiony
na zasadzie tego, że praktycznie każdy męski bohater był negatywny, a postacie
żeńskie były pokazane, jako ofiary. Dlatego nie rozumiem zbytnio, jaki był
morał i co konkretnie chciała w ten sposób przekazać autorka.
Zakończenie za to było naprawdę mocne, zaskakujące i
bardzo mi się podobało.
Może recenzja wydaje się dosyć niepochlebna, ale nie
mogę ukryć, że książkę czytało mi się dobrze i byłam ciekawa tego, co będzie
działo się dalej.